poniedziałek, 19 stycznia 2015

DIY. Zrób sobie łyżkę

Szuchow wyciągnął łyżkę z walonka. Cenił sobie tę łyżkę, zwędrowała z nim całą Północ, sam ją odlał w piasku z aluminiowego drutu, sam na niej wyskrobał: „Ust-Iżma, 1944”.

Sołżenicyn, "Jeden dzień Iwana Denisowicza"

Wiatr połamał nam kiedyś Starą Morwę w ogrodzie. Drzewo było prawie suche, bo od lat zaduszał ją jakiś bluszcz o pędach grubości rury od odkurzacza. Pomyślałem wtedy, że przerobienie takiej fajnej morwy w całości na opał byłoby świństwem i marnotrawieniem materiału. Odłożyłem więc kilka ładniejszych kawałków na później. Oczywiście większość z nich głupio spaliliśmy zimą, ale jeden przetrwał.



Postanowiłem wydłubać sobie z niego porządną łyżkę. Ktoś mi kiedyś wszedł na ambicję (Ethan Becker?), kiedy powiedział, że facet, który nie potrafi sobie wyrzeźbić łyżki nożem - nie powinien noża nosić. To oczywiście piramidalna przesada i straszna bzdura. 

Ale, kurczę, chyba każdy kiedyś wystrugał jakąś łyżkę, prawda? Jako dzieciaki robiliśmy je głównie z kory świerkowej, tak jak robi się łódki z kory. Jako dorosły facet też czasem robiłem - głównie szybkie łyżki na odpierdol się, kiedy trzeba było na szybko coś do zjedzenia przygotować - takie bardziej łopatki niż łyżki. Bardzo je lubiłem i kilka gdzieś chyba nawet mam, ale dłubać łyżkę godzinami? Ain't nobody got time for that!


Aż w końcu znalazłem czas. Nasze dzieci miały wtedy raptem parę miesięcy, więc trzeba je było karmić co 2 godziny. Mój dyżur wypadał o godzinie 2 i 4 w nocy. Kłaść się spać nie było sensu, browary walić - niebezpiecznie, a na czytanie kisążek byłem zbyt odmóżdżony. 

W takim permanentnym stanie niewyspania ma się mocno narkotyczne jazdy. To trochę taka Osobliwość Czasoprzestrzenna w której stan naszej wiedzy i obowiązujące prawa fizyki przestają być aktualne a przebieg wypadków niemożliwy do przewidzenia. Czyli Czarna Dupa. Strugałem więc sobie nocami łyżki.

Struganie jest po prostu fajne. Pozwala się skoncentrować i wyciszyć, zająć czymś ręce i głowę. Wszystkie śmiertelnie poważne i nudne podręczniki surwiwalu podpowiadają przecież, żeby w sytuacji kryzysowej, kiedy ogarniemy już najważniejsze sprawy - zająć się rzeczami głupimi. Żeby się, broń Boże, nie nudzić. Głupie rzeczy pozwalają utrzymać umysł w stanie skupienia, odwrócić uwagę od nieciekawej sytuacji, zachować spokój i morale. 

Bo, umówmy się, siedzenie w krzakach potrafi być nudne. Codzienność też.

Więc można (i trzeba) w wolnym czasie expić skilla. Żeby nauczyć się czegoś nowego, żeby mieć frajdę, żeby w razie czego móc potem szybko sobie samemu zrobić potrzebne rzeczy. I o to w tym moim struganiu chodzi. Moje łyżki są nieco koślawe i niedorobione , ale takie własnie mają być i takie je, kurnia,  lubię. Żarcie zjedzone własnoręcznie zrobioną łyżką smakuje mi milej niż jedzone najbardziej tytanowym z tytanowych sporków. Wiec dłubię sam. 

Nie mam przy tym aspiracji zostać jednym z tych kolesi, którzy sprzedają za piątaka własnoręcznie robione łyżki na dworcu pekaesu, żeby mieć wieczorem na flaszkę. Łyżki robią śliczne, bo zrobili ich pewnie w swoi życiu kilkaset razy więcej niż ja. Chyba jednak nie tędy droga.

Warto jednak takich domorosłych rzeźbiarzy-gentelmanów podpatrywać. Moja babcia kupowała kiedyś łyżki od żula, który robił je ze śliwy i gruszy. Uznałem, że skoro tacy profesjonaliści robią je z drzewek owocowych, to mogę i ja. Na pancerny dąb, jesion czy grab szkoda paluchów, czasu i sił. A ulubiona przez wiejskich rzeźbiarzy lipa byłaby chyba zbyt banalna - nie ma tak ładnego rysunku słojów, nie mówiąc o kolorze drewna.

Morwa nadaje się za to świetnie. Zwłaszcza drewno z pnia, a nie jakaś marna gałęziówka z rdzeniem, który będzie nam pękać.

W przeciwieństwie do zawodowców, nie mam żadnych specjalistycznych noży do rzeźbienia w drewnie. Skoro to ma być trening i expienie skilla, to trzeba robić tym, co ma się pod reką. Czyli dowolnym ostrym nożem.

Czaszę Zupną postanowiłem jednak wypalić węgielkiem. Wystarczy z ognia wyciągnąć ładnie rozżarzony kawałek i położyć na klocku drewna (wcześniej można nożem zrobić małe wgłębienie, żeby nam węgielek nie latał jak łajno po przeręblu). A potem przy pomocy słomki/rurki, zrobionej np. z długopisu rozdmuchiwać żar, który będzie nam wypalać ładną czaszę. Zwęglone fragmenty wydłubujemy, ale nie do końca - w końcu drewno samo złapie żar i wypalania pójdzie nam błyskawicznie. To naprawdę szybka, prosta, efektywna i efektowna metoda.

Kiedy wypalimy już Czaszę Zupną w nieobrobionym klocku, możemy zacząć wydobywać kształt łyżki z drewna. Metodą na Michała Anioła strugającego Dawida z marmurowego złomu we Florencji: "Rzeźbę już widzę, teraz wystarczy tylko odłupać to, co zbędne". Nie należy się przy tym spieszyć, żeby nie usunąć za dużo. Cały czas sprawdzamy paluchami grubość ścianek. Kontrolujemy symetryczność łyżki (i tak wyjdzie krzywa). Pilnujemy, żeby w miarę możliwości strugać od siebie i z dala od innych paluchów.

I łyżka gotowa. 

Jeżeli mamy kawałek papieru sciernego, to możemy ją sobie szybko i ładnie wygładzić. Ale taka kanciasta też ma swój urok. Impregnujemy jakimś olejem jadalnym - ja lubię oliwę z oliwek.

Dlaczego napisałem ten tekst? Bo mój synek pogryzł moją ulubioną łyżkę a kawałek nawet zeżarł. Kombinuję więc teraz jak zrobić jej odlew z jakiegoś trwalszego materiału. Na przykład z amelinium - sposobem wspomnianego wyżej Iwana Denisowicza Szuchowa. A potem anodyzować ją na jakiś tactical-ninja kolor. Bo amelinium nie pomalujesz, w dodatku paskudnie się utlenia, dostaje purchli i daje syfiasty posmak.

Ma ktoś jakieś doświadczenia z odlewnictwem (nie mylić  olewactwem)?

Odlewałbym.



10 komentarzy:

  1. Najmniejszego problemu nie widzę, wystarczy, że załatwisz świeczkę - niekoniecznie woskową, trochę piasku i cynę lub aluminium i można działać

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie lepiej wziąć kawałek blachy np nierdzewki gr 1mm i walić młotkiem blacharskim? Wyklepiesz dołek, wytniesz, oszlifujesz i gotowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja chcę się pobawić w odlewnictwo po prostu :)

      Usuń
  3. Chyba, że to nie ma wyglądać a ma boleć jak się zdzieli kogoś po łapach to proponuję grubszą blachę. Wówczas obok zgrabnego naczynia mamy ramię trebusza i saperkę. (Zgodnie z surwiwalową maksymą: zabieraj tylko rzeczy, które możesz wykorzystać na trzy sposoby)

    OdpowiedzUsuń
  4. proste, bierzesz smajtfona i robisz zdjęcia, potem składasz to w programie 123 design czy podobnym i dostajesz ładny schemat. wrzucasz to do dowolnego programu graficznego (czyt blender) i tak przygotowany przedmiot drukujesz na drukarce 3d, mozesz tez wyslac za granice to ci wydrukuja nie tylko z metalu ale nawet fajansu z certyfikatem i atestem zywnosciowym.

    podalbym ci adresy, ale system pewnie je wykosi. shapewaysy i thingiwersy w wyszukiwarce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osz fak, dużo do czytania i przyswojenia. Dzięki, pogooglam :)

      Usuń
  5. Cieszę się, że znów zacząłeś publikować. Wracam do czytania! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W odlewnictwo bawiłem się będąc dzieciakiem. Ołów topi się bardzo łatwo - ciężarek wędkarski można stopić w łyżce stołowej na kuchence gazowej. Formą może być cokolwiek - gips, miękka glina, a nawet tektura, bo ołów bardzo szybko stygnie. No ale wdychanie par ołowiu a potem jedzenie taką łyżką raczej zdrowe nie jest. Podobnie jak użycie popularnej "cyny" do lutowania, bo też zawiera dużo ołowiu. Można bawić się cynkiem. Trochę ciężej go topić. Ja cynk pozyskiwałem z płaskich baterii 4,5V - w środku są trzy ogniwa, których płaszcz jest chyba właśnie z cynku. Również topione na łyżce. Tylko że cynk jest dość kruchy. Przełamany pokazuje ładne kryształy. Aluminium topić najciężej (trzeba ponad 600 stopni) ale da się - dziadek kolegi odlewał aluminiowe wałki do heblarki gdzieś na zapadłej wsi - nie mam pojęcia jak to robił w tak prymitywnych warunkach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Syn mi też łyżkę (dostałem ją w prezencie) zeżarł, bober jeden mały.
    http://przechadzka.pl/wyprawy/sniadanie-w-lesie/6-miesieczny-synek.php
    Teraz kupuję w supermarkecie wystrugane maszynowo przez Chinoli, wyszlifowuję sobie papierem ściernym i bajeruję, że to moja produkcja :)

    OdpowiedzUsuń