poniedziałek, 9 czerwca 2014

Petzl Nao - Sendero Luminoso

Kiedy odpalam Nao w deszczową, powstańczą noc listopadową, to dookoła mnie momentalnie robi się piękne, słoneczne, niedzielne popołudnie. Jakby dodać to tego grilla i drinki z palemką - byłoby idealnie (a tak - jest tylko prawie idealnie). 

Są oczywiście inne, skuteczniejsze sposoby na natychmiastowe popołudnie - na przykład wiadro termitu, łukowe lampy przeciwlotnicze albo taktyczny ładunek nuklearny. Można się nażreć dziurawca. Czołówka, pomimo tego, że cholernie droga, wychodzi mi jednak najtaniej. I najbezpieczniej

Tak, są też na rynku silniejsze i tańsze czołówki. Ale Nao pierwsza latarka, przy używaniu której zdarza mi się zapomnieć, że mam ją na głowie. I że tak naprawdę jest ciemna noc. Człowiek czuje się jak mutant - coś pomiędzy wiedźminem, a wąpierzem. 
Nie to, że bez latarki mam jakieś specjalne problemy z widzeniem w nocy. Nie, nie. Zdolność do noktowizji mam taką samą jak większość ludzi i zwierząt aktywnych w dzień - nikczemną i żenującą. I mnie czasem ta ułomność ludzkiego oka strasznie wkurza. 

(Jeszcze większą upierdliwością jest czas, zwany przez Rzymian "inter canem et lupum"  Ten moment pomiędzy dniem i nocą, tuż przed zmierzchem. Godzina szara - ani dzień ani noc, ni pies ni wilk. Takie widzenie zmierzchowe to odpalony tryb dzienny i tryb nocny jednocześnie. Trochę tak, jakby Predator włączył w swoim wizjerze pełen zakres we wszystkich widmach na raz. Co by zobaczył? Kaszę. Więc ja o zmierzchu widzę właśnie taką gównianą kaszę. Jeśli akurat jadę samochodem, to muszę się zatrzymać i poczekać aż mi się wzrok przystosuje do ciemności.)

A ja kurczę lubię łazić po nocy. W jasną, bezchmurną i księżycową - jest bajka. Niebo gwiaździste nade mną a prawo moralne we mnie. Ścieżki w lesie się świecą w ciemności. W skrzącym się w śniegu hasają nocne zwierzątka a droga mleczna wskazuje mi drogę. Ale niestety -  nie w Polsce, gdzie średnie roczne zachmurzenie waha się od ok. 5 do 5,5 oktanta (nieco ponad 60% do 70%). Dni pochmurnych jest około 140, a jasnych tylko 40. Przerąbane.

Dlatego trzeba się posiłkować nowymi technologiami. 

Wcześniej bywało u mnie różnie. Latarki nigdy nie były dla mnie priorytetem na liście zakupów - przyznaję. Miałem co prawda kilka Fenixów, jakąś Inovę, Maglite'y i kilka innych, chińskich dupactw, ale to były typowo ręczne świeczki. Ale jak długo można chodzić z latarką w zębach (bo wolne ręce się czasem przydają)?

Czołówki, pomimo tego, że są zajebiaszcze, to zawsze jakoś zaniedbywałem. Zazwyczaj kupowałem najtańsze - na stacji benzynowej za punkty, albo w supermarkecie w promocji. I szybko psułem. Różnica pomiędzy tymi generycznymi no-name'ami z Chińskiej Fabryki Wszystkiego, a Petzlem Nao jest - dla takiego latarkowego laika jak ja - porażająca. 

Tak, wiem, że się jaram latarką jak jakiś dzieciak. Ale ja cały czas mam głupie przyzwyczajenia z czasów, kiedy obóz rozbijało się przed zmrokiem. A latarki służyły do poświecenia sobie w plecaku czy w namiocie, a nie do oświetlania całego powiatu. Albo do strącania śmigłowców. Odkrycie, że może być inaczej, to dla mnie całkiem nowa nowość. Bo w Nao dwie zjawiskowe diody Cree XP-G (z różnymi soczewkami) robią nam prawdziwy Sendero Luminoso. Na maksa - 355 lumenów, czyli jak na czołówkę - bardzo git.

Te 355 lumenów w gęstym lesie to jest naprawdę dużo. Cholernie dużo. Jeśli ustawię Nao na maksymalne pierdolnięcie, to mam wrażenie jakby mi na czole wyrósł ekspres Pętolino relacji Ostrava-Praha. Po prostu staje się dzień. Dosłownie.

Ale nie samymi lumenami człowiek żyje (z czym się pewnie nie zgodzą koledzy z Torch.pl) i nie to jest w Nao dla mnie najfajniejsze.

Reactive Lightning

Najważniejszym elementem Nao (oprócz zjawiskowych ledów z pierdolnięciem :), jest jej Mózg. Czyli System Reactive Lightning, który automatycznie dostosowuje oświetlenie do warunków i naszych potrzeb. Ta latarka jest mądrzejsza ode mnie i cholernie dobrze WIE, na co się patrzę i ile mi światła potrzeba w danej chwili. A steruje tym procesor taktowany zegarem 16MHz (moje pierwsze 386SX miało tyle :) oraz Oko Saurona - czujnik światła umieszczony nad diodami. Całość zamocowana na systemie nośnym Zephyr wygląda jak wyposażenie szturmowca Imperium.

I świetnie działa. W trybie Reactive przełączanie się pomiędzy "Świetlisty Szlak" podczas patrzenia w siną dal, a "Smętnym Bżdżeniem" podczas spoglądania na mapę czy ekran GPSa jest prawie natychmiastowe. Żadnego oślepiania i nerwowego majdrowania przy przełącznikach.

Zawsze mi się ciężko gadało z ludźmi, którzy mają na głowie włączoną latarkę. A z Nao możemy sobie zajrzeć do jakiejś ciemnej dziury i zalać ją światłem, a sekundę potem spojrzeć komuś w twarz nie ryzykując, że natychmiast zostanie nowym Steviem Wonderem. Tak to w skrócie działa.

Trochę gorzej jest podczas deszczu, mgły i śniegu. I w gęstych krzakach. Albo podczas patrzenia się w ognisko. Oko Saurona wyłapuje odbicie światła tuż przed czujnikiem i zaczyna wariować - zmniejsza nam siłę światła lub nerwowo migocze. Wtedy wystarczy się przełączyć w tryb High (jedno pyknięcie przełącznika) lub tryb manualny (krótkie przytrzymanie przełącznika).

W trybie manualnym, na najmocniejszych ustawieniach, zwanych przeze mnie "Wypalaniem Oczodołów", mamy na głowie niebezpieczną broń. Bo ze szperaczem lotniczym na czole nie należy patrzeć na innych ludzi, raczej odwracać wzrok od przejeżdżających samochodów i przelatujących samolotów. Bo możemy komuś niepotrzebnie zrobić krzywdę.

Soft

Tryby świecenia możemy sobie sami ustawiać po połączeniu latarki z kompem przez złącze USB. Soft jest do ściągnięcia ze strony Petzla. Kupa z tym zabawy, ale po kilkukrotnym namotaniu i tunningowaniu ustawień nie miałem pojęcia ile i jakich trybów ustawiłem. Dlatego wróciłem do ustawień fabrycznych (lekko tylko podciągniętych pod moje potrzeby) i tak zostawiłem.

"Multi-activities" i "Wypalanie Oczodołów" lub "Bivouac". Wszystko zależy od tego, czy zależy mi na oszczędności energii czy na jasności światła. Bo przy maksymalnym obciążeniu akumulator starcza mi na 2-3 godziny. Przy lajtowym oświetleniu użytkowym - spokojnie na 3-4 dni bez oszczędzania.

Możliwość takiej personalizacji to fajna rzecz, ale producent zapomniał (lub specjalnie pominął) tryby strobo i SOS. Kurczę, a to był nieomal podpis Petzla. Rzadko tych trybów używałem, ale jednak czasem się przydawały. Tu mi ich brakuje. Na przykład do oznaczania pozycji czy do nocnych powrotów wzdłuż ciemnej, ale często używanej drogi. Mało rzeczy mnie tak wkurza jak nieoświetlony cywil wyskakujący nagle na krawędzi jezdni. 

Zasilanie

Na systemie nośnym Nao, z tyłu dyńki dynda sobie puszka z akumulatorem 18650, a z niego idiotycznie wyprowadzone kabelki zasilania , żeby się nie dało zamontować "nieoryginalnego" aku. Można co prawda w sytuacji awaryjnej podpiąć dwa paluszki, ale ten paluszkowy patent działa słabo i krótko.

Aku ładujemy przez port USB z kompa lub dowolnej ładowarki sieciowej. I to jest najsłabsze ogniwo Nao. Ja naprawdę nie mam w lesie za dużo wyjść USB, cholera. Muszę się posiłkować bankiem energii z którego ładuję tez telefon i GPSa. I nagle zaczyna robić się strasznie mało prądu. A solarami tego całego szpeju nie podładuję. W dodatku zapasowy akumulator kosztuje kupę kasy.

Tak więc, jeśli nie mam możliwości podładować sprzętu co jakieś 2-3 dni - robi się trochę nieciekawie. Zauważyłem nawet u siebie jakąś dziwność skłonność do chomikowania jak największej ilości prądu na zapas. I że źle się czuję, jeśli wszystko nie jest naładowane na 100% (na pokrywie zasobnika z aku mamy wskaźnik naładowania).

Kurczę, gdyby w tej latarce zrobili jakieś ludzkie i ogólnodostępne zasilanie, zeszli trochę z kosmicznie wyśrubowanej ceny, to byłaby naprawdę genialna sprawa. 

A tak, to jest tylko trochę genialna. Ale bardzo blisko ideału.

3 komentarze:

  1. Zacny szperacz, cena tylko powala. Co do aku, są na rynku panasy za 33zł sztuka i sprawują się wyśmienicie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam i używam na InO. Zacna lampka. Zasilanie można łatwo przerobić na zwykłe 18650. Moja działa zarówno na oryginalnym aku jak i zwykłym ogniwie. Świruje trochę wskaźnik naładowania, ale można przeżyć

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde, jak Ty człowieku pięknie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń