Narzędzia mają swoje imiona. A imię to ważna rzecz - nazwanie czegoś wpływa na charakter i przeznaczenie nosiciela nazwy. Znajomość prawdziwego imienia daje władzę, więc w wielu kulturach tożsamość dziecka ukrywano przed postronnymi, co miało ochronić je przed Złym Złem. Z podobnego założenia wychodzą magowie, szamani i gwiazdy porno, używając pseudonimów. Bezpieczeństwo przede wszystkim - nawet papieże nazywają się inaczej, niż naprawdę się nazywają.
Jak to się ma do narzędzi?
Są narzędzia, których nazwa mówi wszystko o funkcji. Piła jest do piłowania, rębak do rąbania a grabie grabią. Są też utensylia, których nazwy po prostu fajnie brzmią: ośnik, szpadel, szulfa, sierp.
Są wreszcie narzędzia zawierające w nazwie element magiczny: lisi ogon, kostur leśny, broda, pazurki, koparko-ładowarka, sprężyna do przetykania kibla, itd.
Do której kategorii zaliczyć Leathermana Guerilla Gardening Tool with Fork & Hoe? Niektórzy nazwaliby to narzędzie motyko-grabiamiami ze zintegrowanym kujakiem albo jakoś podobnie, równie nudno i głupio.
Lecz jego prawdziwe imię to Hadźiak - maszyna, która robi Hadźiaaaaa!
Hadźiak powstał jako narzędzie dedykowane do prac ogrodowo-leśnych (podobnie jak land rovery i quady), lecz szybko został zauważony przez wojsko, siły specjalne, surwiwalowców, buszkrafterów i inne grupy spędzające mnóstwo czasu bobrując w glebie i taplając się w błocie.
Hadźiak to nie tylko motyka, grabie i kujak. Świetnie się spisuje jako pogrzebacz w biwakowej kuchni i przy ognisku. Służył nam dzielnie jako podręczny bosak abordażowy na spływie Drwęcą, a jego szpikulec rewelacyjnie nadaje się do wybijania dziur w pokładzie kajaków, które zamarudziły gdzieś z tyłu i wkurwiają resztę ekipy.
To także świetna broń zaczepno-obronna podczas nieoczekiwanej rozróby na błyskotece w Barze Stokrotka w Wąglikowicach z piątku na sobotę.
Bardzo zacne narzędzie.
Więcej testów wkrótce.
Za cholerę tego wygóglać nie mogę. Gdzie ów hadziak można znaleźć?
OdpowiedzUsuńJa widziałem takie w praktikerzach i innych OBIłanach, aczkolwiek były zielone i długie... jak ogórki. Był to raczej oręż wioskowego dziadostwa, szczególnie że były tanie. Prawdziwy Hadźak, zaś jest jak yeti...
OdpowiedzUsuńRewelacja ten przepis !
OdpowiedzUsuńMasz zajebisty styl pisania
OdpowiedzUsuńSuper styl, też mi przypadł do gustu :)
OdpowiedzUsuńGdzież obiecane testy, no gdzież?
OdpowiedzUsuń