czwartek, 8 maja 2014

Ślimakobójstwo - Winniczki po Burgundzku

Sezon polowań na winniczki trwa od 20 kwietnia do 30 maja (chyba, że coś się zmieniło). 

Robię winniczki zazwyczaj tylko raz w roku, bo mi żal zabijać taką masę żyjątek na raz. I muszę chować je przed Anką, bo jak je znajdzie, to wypuści na wolność. Staram się unikać niepotrzebnego ślimakobójstwa, ale one są takie pyszne, że czasami trzeba.

I tu mała dykteryjka. Kiedyś znajomi łapali w Bieszczadach muliony ślimaków, ale się strasznie zmęczyli. Umówili się więc z miejscową dzieciarnią, że im będą płacić po parę groszy za każdego przyniesionego winniczka. Zebrało się tego mrowie, a na na koniec jakoś żal było taką masę ślimoka zamordować. To wypuścili większość.

Ponieważ dzieciaki nadal przynosiły ślimaki, i to w większości te wypuszczone, trzeba było je jakoś pooznaczać (żeby uniknąć podwójnego płacenia). Malowaliśmy więc na muszlach korektorem różne malunki. Na początku cyfry, potem obelżywe wyrazy, a na koniec intymne części ciała i podobizny koleżanek. Albo nazwy klubów piłkarskich i szatanistycznych zespołów.

Podobno znajdowano te pomalowane ślimaki jeszcze długo, długo potem. I w różnych miejscach.

Zacząłem oznaczać tak wszystkie wypuszczone i niezjedzone przeze mnie ślimoki.

Jeśli więc znalazłeś/znalazłaś w Bieszczadach winniczka z kutasem na muszli - to byliśmy my.

Ślimaki po Burgundzku

Ingrediencje: winniczki, białe półwytrawne wino, oliwa, czosnek, cebula, marchewka, pietruszka, czosnek, sól, pieprz.

Winniczki, pomimo, że to ogromne ślimaki, mają w sobie niewiele mięsa. Dlatego trzeba zebrać ich dość dużo, żeby się porządnie najeść. Podobnie jak w przypadku ostryg - przyjmuję że minimum to tuzin sztuk na osobę. A najlepiej dwa, trzy tuziny. Ewentualnie osiem. A mniejsze sztuki wypuszczamy na wolność - niech sobie podrosną. :)

Ślimaki trzeba przegłodzić i przesrać, żeby pozbyć się resztek pokarmu z jelit. Ja trzymam je 3-4 dni w durszlaku przykrytym pokrywką i przytrzaśniętym czymś ciężkim. Niektórzy daja im do jedzenia bazylię, żeby nabrały jej aromatu. Czy to działa? Według mnie - niespecjalnie. Ale jak ktoś chce osłodzić ślimakom ostatnie dni życia, to czemu nie?

Po przeprowadzeniu głodówki ślimaki trzeba dokładnie umyć (kilkukrotnie) i  w miarę szybko uśmiercić.

Wrzucam je na 5 minut do gotującej się wody z małym dodatkiem octu i soli. Wyjmuję, jeszcze raz dokładnie opłukuję i odstawiam do ostygnięcia.

Teraz można je bez problemu wyciągnąć ze skorupki małym widelcem. Zasadniczo cały ślimak jest jadalny, ale najbardziej jadalna jest mięsista i soczysta noga. Jeśli robię ślimaki dla ludzi nie za bardzo przekonanych do swojej ślimakożerności - to robię tylko z nogi. Jeśli robię dla siebie, to odcinam tylko cienki gorzki kawałek worka trzewiowego, który jest upchnięty najgłębiej w skorupce, a resztę zużywam. Szkoda mi po prostu mordować całego ślimaka, żeby zjeść tylko małą nogę.

Wyjęte ze skorupek ślimaki jeszcze raz myję, żeby pozbyć się ewentualnych resztek śluzu.

Na patelni podsmażam cebulę na oliwie. Kiedy się zeszkli, dorzucam ślimaki i krótko obsmażam. W dużym garnku robię bulion winno-warzywny - zagotowuję pokrojoną byle jak marchew i pietruszkę w wodzie z 2-3 szklankami wina. Dodaję soli, a czasem liść laurowy i ziele angielskie. Dużo pieprzu.

Do gotującego się wywaru dorzucam przesmażone z cebulą ślimaki i na małym ogniu duszę przez 2 godziny.

Teraz trzeba porządnie umyć, wyszorować i wygotować puste skorupki. Oraz zrobić masło ziołowo-czosnkowe.

Pęczek pietruszki siekam bardzo drobno, dowalam pół główki poszatkowanego czosnku, sól, jeszcze więcej pieprzu. Wyrabiam na gładką i jednolitą masę.

Kiedy ślimaki już zmiękną, wyławiam je z wywaru i pakuję do skorupek w nastepującej kolejności - pół łyżeczki masła, ślimak, łyżeczka masła na zatkanie otworu.

Zapiekam w piekarniku nagrzanym na 180 stopni przez 5-7 minut.

Zjadamy na grzankach albo ze świeżą bagietką. Pozostały po duszeniu rosół ze ślimaków można zagęścić śmietaną i wypić, maczając w nim grzanki. 

I to cała filozofia. Nic trudnego, choć nieco praco i czasochłonne. Ale efekt końcowy jest wart poświęceń i całego tego ślimakobójstwa.

2 komentarze:

  1. Na wiosnę trzeba spróbować. Jedyne jakie jadłem to z Lidla

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteście ludzie pojebani chcecie zniszczyć gatunek żyjący na wolności są specjalne firmy zajmujące się hodowlą na skup a wy typowe janusze chcecie sobie dorobić . To że ludzie pierdolą się jak szczury i jest ich pełno nie znaczy że trzeba zabijać dzikie zwierzęta w końcu to wy przyszliście w ich środowisko

    OdpowiedzUsuń