wtorek, 8 lipca 2014

Rura Bangalore i Pesto z Przytuli Czepnej

"Sometimes all you need is a hug"
- Unknown

"Bangalores! Bring up some bangalores! Bangalores up the line! Bangalores up the line!"
- Saving Private Ryan


Z dziko rosnącymi roślinami jadalnymi jest podobnie jak z grzybami. Człowiek zwykle nie jest do końca pewien, czy to co zerwał, to roślina, która nas nakarmi. Czasem można trafić takiego cosia, który zamiast posłużyć za obiad - niespodziewanie wyświetli nam w głowie film przygodowy w odcinkach albo zawiezie nas na ostry dyżur. Bo niestety niektóre, kompletnie różne gatunki potrafią być podobne do siebie niczym radzieccy kosmonauci (jednego bliźniaka wysyłano w kosmos, drugiego pokazywano w telewizji, że niby wrócił).



Czarny bez i Przytulia
Przytulia czepna, która jest całkiem zjadliwym i smacznym chwastem, ma w bonusie jeszcze jeden zajebisty ficzer - jest podobna tylko do samej siebie. Trzeba się bardzo postarać, żeby pomylić ją z czymkolwiek innym. 

Tak, to ten miękki, nieletalny i niegroźny drut kolczasty, który co prawda krzywdy nigdy nikomu nie zrobił, ale potrafi czasem solidnie wkurzyć. Rośnie wszędzie. Najczęściej na skraju lasów i zarośli lub na przydrożach i przypłociach. Tworzy zasieki, przez które czasami naprawdę trudno się przedrzeć. Przyczepia się do wszystkiego, nawet do gołej skóry. Po każdej wycieczce na łąki trzeba go zdejmować całymi metrami z psa, z siebie, psa sąsiada a czasem nawet z żony sąsiada. 

Krowy też powinny na przytulię uważać. Mleko krowy, która się jej nażarła, szybko się warzy i zamienia w Kwaśniewskiego. Stąd też zresztą nazwa zielska - Galium (od greckiego gala czyli mleko). Klasyczny z niej chwast - już starożytni używali Galium własnie do ścinania mleka na sery.

Prażone ziarna przytulii uważane są też za niezły substytut kawy. Bo ja wiem? Kawa bez kofeiny? Chyba nie. Zdecydowane i stanowcze CHYBA NIE. Ale będę musiał kiedyś spróbować. Na razie nie musiałem i jakoś specjalnie mi się nie śpieszy po doświadczeniach z kawą z żołędzi. 

Więc co można ciekawego zrobić z takim sofciarskim drutem kolczastym? Wysadzić bangalorami! Bring up some bangalores! Rura Bangalore to wyjątkowo śmieszny ładunek saperski, który idealnie nadaje się do niszczenia zasieków z przytulii. A po wysadzeniu, resztki obrony przeciwnika można pozbierać i zrobić z nich coś smacznego. Na przykład pesto bangalorowe. 

Jest wiele roślin z których można zrobić przyjemne pesto. Ale przytulia czepna ma taki fajny, bardzo charakretystyczny, marzankowo-żubrówkowy zapach świeżego siana, który lubię i który mi się miło kojarzy. A że jest czepliwa? Wystarczy ją podgotować przez 10-15 minut we wrzątku, by przestała się przyczepiać. I pachnąca, zielona papka gotowa. Wiosenne przytulie zjadam w całości, latem tylko liście - bo stare łodygi są niesmaczne i łykowate.

Pesto (prawie) gotowe.

Sama papka, pomimo tego, że ładnie pachnie, nie jest jeszcze niczym specjalnym i dupy nie urywa. Należy ją więc ulepszyć ku uciesze podniebienia i zazdrości postronnych. Najlepiej przy pomocy czosnku, oliwy, gałki muszkatołowej, pieprzu i soli (kolejność nie jest przypadkowa). 

Czosnku dorzucamy wedle uznania. Świeży i drobno pokrojony. Mi kilka ząbków wystarczy. A, że nie zajmują dużo miejsca - spokojnie można je nosić przy sobie, jeśli podejrzewamy, że będziemy jeść coś zielonego. Umówmy się: czosnek, oliwa i gałka pasują do większości zielonych chwastów i wszystko do czego dorzucimy taki zestaw będzie smakowało pysznie. Nawet pokrzywa. Albo karimata.

W Rossmannie (tfu!) można od jakiegoś czasu kupić takie małe plastikowe pojemniczki w stylu "śmietanka-do-kawy" z porcją (15ml) całkiem zjadliwej oliwy z oliwek w środku. Kosztuje to jakieś 5 PLN za 5 sztuk i nawet dorzucają do środka saszetki z solą. Polecam bardzo, jeśli komuś się nie chce dźwigać butelki oliwy. Dobra rzecz.

Do wygotowanej papki z przytulii wlewamy jeden pojemnik takiej oliwy z rozdrobnionym czosnkiem, ścieramy trochę gałki, posypujemy solą i dużą ilością pieprzu. I szybko mamy całkiem wykwintne danie w środku niczego, zrobione prawie z niczego. Smakuje nieźle na ciepło, ale na zimno też jest ok. Jeśli się zdarzy przez przypadek, że mamy przy sobie kawałek starego, ususzonego na wiór sera, to już pełen odlot i orgazm.

Ostatnio zjadłem takie pesto z makaronem wyciągniętym z Wietkonga i było zadziwiająco niezłe. Albo ja byłem po prostu strasznie głodny i tylko mi się tak wydawało.

A jak ktoś nie lubi przytulii ani wysadzania niczego bangalorami, to zawsze może sobie z niej zrobić \tymczasową spiżarnię i maskowanie śmietnika  w jednym - posadzona w ogródku fajnie zarasta wszelkie składowiska syfu i gruzu.

To tak na wszelki wypadek, jakby wpadli niespodziewani goście, których trzeba szybko i tanio nakarmić. ;) 

1 komentarz: