sobota, 15 marca 2014

Majonez Zaczepno-Obronny

"- Dobrze Nowy, ty zjedz, bo my to zjemy obiad w chałupie jak do Bobrowic wrócimy. Nie będziem tu tracić gotówki na jakieś...  Majonezy! 
- Zakąska obowiązkowa. Inaczej nie mogę podać wódki."
- Siekierezada

Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem majonezów. Nijakie są, plastikowe i mdłe w smaku, pachną chemią. Kobiety robią się od nich grube. Ale są niestety dania, których nie można zjeść bez majonezów. Na przykład śledź po japońsku w kasynie wojskowym (gdzie za szklanymi szafami z garmażerką stoi księżniczka w papierowym diademie i z wąsami). Albo tzw. Zoltar, czyli jajo na twardo. I o jajkach ja tutaj chciałem właśnie napomknąć.


Jajo na twardo jadam praktycznie tylko raz w roku, kiedy to spotykamy się ze starymi kumplami z liceum na corocznym Jajeczku (spotykamy się też drugi raz w roku - na Śledziu). Umówmy się, nie o jedzenie przy takich spotkaniach chodzi, ale jakbyśmy nic nie jedli, to byśmy mogli takiego spotkania nie przeżyć. Energii do długich rozmów dostarczają nam właśnie Zoltary. A że jajo na twado, nawet popite dużą ilościa płynów, jest strasznie zatykające, trzeba je czymś posmarować, żeby nie dostać czkawki. Majonezem właśnie.

Zasadniczo, to majonezy pasuja do jajek pod każdą postacią. I to jest bardzo ok. Bo można takiego majoneza zrobić praktycznie wszędzie -  nawet w największej dupie. Pod jednym wszakże warunkiem. Musimy mieć dostęp do świeżych jajek. A jak mamy jajka, to mamy i majonez. Bo wszystkie inne, niepsujące się składniki można przenosić ze sobą (musztarda w proszku, sok cytrynowy w małej saszetce).

Jak zrobić dobry majonez? Żeby nie był mdły i nijaki?

Składniki: żółtko jaja, szklanka oleju/oliwy, łyżka musztardy (ostrej: Dijon lub Colman's), kilka kropli cytryny, sól, pieprz. 

Dobrze, żeby wszystkie składniki miały taką samą temperaturę, nic nam się wtedy nie powinno spieprzyć. 

Do miski wbijam żółtko i rozdeptuję je z musztardą, cytryną, solą i pieprzem na gładką masę. Dodaję kilka kropli cytryny i mieszam dalej, aż całość będzie jednolicie gładka. Otrzymujemy majonezową masę krytyczną.

Teraz przechodzimy do kręcenia właściwego. Powoli, strugą cienką niczym strumień kumulacyjny RPG, wlewamy olej. Na początku bardzo powoli, w miarę zagęszczania się masy możemy zacząć przyspieszać. Cały czas mieszamy, żeby nam się majonez nie rozwarstwił jak społeczeństwo po przemianach demokratycznych. Wlewamy, dopóki jajo nam ładnie nie skoaguluje z tłuszczem. Im więcej oleju, tym majonez bardziej gęsty. Kończymy dolewać i mieszać kiedy uznamy, że konsystencja nam odpowiada.

Co jest jednak tajnym składnikiem? Czym się mój majonez zaczepno-obronny różni od zwykłego? Ano tym, że ja używam bojowych oliw i olejów smakowych, odpowiednio wcześniej aromatyzowanych dobrem wszelakim. Majonez może sobie wyglądać prawie jak sklepowy - niewinnie i łagodnie. Ale jeśli dodam do niego w odpowiednich proporcjach oliwę z chilli i czosnkiem, to będzie miał moc atomówki zrzuconej na Atol Bikini.

Jak zrobic taką oliwę? Ususzone strąki ostrych papryczek zalwamy ulubiona oliwą. Dodajemy kilka/kilkanaście lekko nadepniętych ząbków czosnku. Stawiamy w niezbyt ciepłym miejscu i kilka razy dziennie potrząsamy miksturą. Po dwóch tygodniach gotowe - można zlewać i butelkować.

Jeśli majonez ma urywać dupsko i nozdrza to stosuję mieszankę pół na pół: 50% czosnek/chilli i 50% oliwa z pestek winogron (ma fajny posmak, bez oliwkowej goryczy). Więcej nie trzeba, nie chcmy nikomy zrobic krzywdy.

Jeśli jednak chcę, żeby był nieco łagodniejszy (taki dla ludzi), to walam tylko odrobinę ostro-czosnkowej dobroci, a resztę uzupełniam Kujawskim (taksówkarze twierdzą, że najlepszy do diesla i nie po nim jedzie frytką z rury wydechowej).

PS: Gotowy majonez trzeba zeżreć natyśmiast. W lodówce przetrwa niezasmiardnięty raptem kilka dni. Dlatego nie ma sensu robić dużo na raz. Robić i zżerać. Nikt chyba nie chce nosić ze sobą granka śmierdzącego majonezu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz