poniedziałek, 23 października 2017

Surwiwalowa fura na zimę

Toyota 4Runner
Myszy i pająki wprowadzają się już do ludzkich domostw i trzeba pamiętać podczas zakładania czapki i butów, by kilka razy nimi potrząsnąć, żeby sprawdzić czy ktoś nie zamieszkał w środku. 

Znak to nieomylny, że zbliża się zima i trzeba zacząć przygotowywać samochód do sezonu. Przygotowania zaczynamy oczywiście od wyboru furacza, bo przecież nie każdy furacz się do jazdy zimą nadaje.

Jak pewnie część z Was wie, jestem fanatykiem autograciarstwa i jarają mnie azjatyckie trupy: ogromniaste terenowe Toyoty z przełomu wieków i kieszonkowe Suzuki do napadowywania na zaspy i muldy.


Jednak o dobrą Toyotę trudno. Większość tych starych i terenowych kończy swoją karierę w Afryce Północnej lub na Bliskim Wschodzie, gdzie tubylcza ludność sprawdza, jak duże działko przeciwlotnicze uda się na niej zamontować i/lub ile uzbrojonych w maczety i RPG-7 osób wejdzie na pakę. Mojego osobistego 4Runnera sprzedałem przemiłemu handlarzowi legitymującemu się sudańskim paszportem wystawionym w Beninie, który bez ściemniania przyznał, że jeszcze tego samego wieczoru samochód będzie w Hamburgu, a następnego dnia płynie na "gdzieś południowy wschód".  Teraz cieszy mi się ryj za każdym razem kiedy go widzę w CNN, choć uważam, że bez dziur po kulach auto wyglądało dużo lepiej.

VW T4 Feuerwehr z blokadami wszystkiego co się da
Duży popyt na duże Toyoty sprawił, że jest ich niewiele na polski rynku a ceny są kosmicznie z dupy. Poza wspomnianymi wcześniej subsaharyjskimi kontrahentami, przyczynili się do tego rodzimi fanatycy offroadu, którzy mordują biedne Toyoty całymi stadami oraz Janusze youngtimerowego autobiznesu spod znaku "Nie sprzedam, będę robił". 

Odrzućmy więc te wszystkie nudne i oczywiste Hiluxy i Land Cruisery. To bardzo dobre fury, ale mamy przecież do wyboru tysiąc pięćset innych, dziwnych i nietypowych -  a równie fajnych. Jak choćby Volkswagena T4, którego zanabył od niemieckiej straży pożarnej Pan Stach. Książkę by można o takich furach napisać, pozwólcie jednak, ze wymienię tylko kilka pierwszych z brzegu.


Toyota Tercel w wersji 4WD Snow która, jak sama nazwa wskazuje, nie została stworzona z myślą o ciepłym i suchym klimacie lecz wręcz przeciwnie - to auto do tarzania się w śniegu. Kurcze, jeśli mieszkałbym w miasteczku South Park na przełomie lat 80. i 90. XX wieku to kupiłbym sobie właśnie śnieżnego Tercela. To piękny i bardzo kanciasty samochód. Ma napęd na cztery łapy, fabryczny zderzak ze zintegrowanym kangurem i lampkami halo-halo, kupę miejsca w środku i takie śmiszne wskaźniki wychylenia/pochylenia dzięki którym czujesz się jak kamikaze za sterami myśliwca nurkującego.




Bertone Freeclimber
Warto rozważyć też Bertone Freeclimbera, czyli Daihatsu Rocky z włoską budą i niemieckim dwulitrowym silnikiem. 

Koleżanka Aśka K.  latała po Białowieży tym bękartem Państw Osi przez parę ładnych sezonów i bardzo sobie go chwaliła zimą. A laska ma do asfaltu kilka kilometrów przez prawdziwą puszczę i dzieci do codziennego odwiezienia do szkoły.

No i popatrzcie na te przeszklenia dachu! 

Jeśli jednak komuś nie odpowiada ani Tercel ani Freeclimber, to polecam sprzęt równie niezawodny i kultowy, choć nieco mniejszy, mniej pancerny i bez napędu na cztery łapy. Do weekendowych zadań specjalnych jak znalazł: 


Suzuki Maruti India Limited. 

Suzuki Samurai
Maruti wygląda trochę jak Suzuki Samurai, który długo chorował i trzeba było amputować mu odmrożone nogi. Ma jednak dzięki temu niżej położony środek ciężkości niż Samurai i na śniegu prowadzi się go jak profesjonalnego bobsleja a nie jak paletę starych pustaków, co jest normą w przypadku Samurajów. Podobnie jak Samurai - wszędzie wlezie, bo jest mały i lekki. Na jego korzyść przemawia też fakt. że jest to najczęściej kradziony samochód w Pakistanie, nikt jednak nie słyszał o próbie kradzieży Maruti w Polsce. Da się go naprawić młotkiem i wypchnąć z zaspy jedną ręką (bo w drugiej trzymamy browara) a worek części kosztuje mniej niż pół paczki fajek. 

Jeśli ktoś szuka niebanalnej, niezbyt samobójczej fury na zimę, to tak się korzystnie składa, że zbieram na Tercela i mam jednego Marutiego na sprzedaż. Cena wywoławcza, no nie wiem - pincet złotych? Auto jeździ, bo do tego służy, porządek w papierach ma, podwozie i zawieszenie zrobione, rdza pod kontrolą, klosz lewego kierunkowskazu klasycznie pęknięty, brak podsufitki i wyświecone tylne lampy. 

Suzuki Maruti
Oddam w złe ręce, mam nadzieje, że nowemu właścicielowi będzie jakośtam służyć do czegoś fajnego.

Bardzo fajna fura, polecają Indira Gandhi i Wanda Rutkiewicz i moja Mama.

Ja też.





1 komentarz:

  1. https://www.otomoto.pl/oferta/toyota-tercel-unikatowa-totoya-tercel-1-5-4wd-benzyna-gaz-kombi-1986-ID6zemz3.html#7cfa71d993

    OdpowiedzUsuń