wtorek, 18 lipca 2017

Elegia o Marianu


"W głuchej puszczy, przed chatką leśnika,
Drużyna diabołów stanęła zielona;
A u wrót stoi brać bimbrownicza,
Tam w izdebce Marian wszak kona.
Odłożył łyżkę czarnymi palcyma,
Nie umarł wszystek, choć go ni ma.
Jeżeli nie lękasz się pieśni
stłumionej, złowrogiej i głupiej,
gdy serce masz mężne i jeśli
pieśń kochasz swobodną - posłuchaj."


Urodził się w namiocie jako nieślubny syn obwoźnego handlarza bronią i zbiegłej z cygańskiego cyrku niedźwiedzicy.

Wychowały go pająki.

Jako niemowlę został obmyty przez piastunkę w wodach Mrówki, co uczyniło go odpornym na bimber, ciosy wrogów i izotopy metali ziem rzadkich.



Dzieckiem w kolebce łeb urwał hydrze i za młodu zdusił centaura, co miało wpływ na jego późniejszy wybór drogi życiowej i karierę: kłusownika, wędkarza elektryczno-pirotechnicznego oraz wiecznie nawalonego woźnicy.

W szkole uczył się dobrze, ale krótko. W drugiej klasie szkoły powszechnej został wydalony z wilczym biletem, gdy wyszło na jaw, że zaaplikował śpiącej higienistce szkolny zapas tranu per rectum.

Jako nastolatek nakłamał w formularzu komisji poborowej i zaciągnął się jako pomocnik kucharza na batyskaf bojowy Marynarki Wojennej Czech i Moraw "Utopenci s feferonkou".


Na ląd zszedł cztery lata później - już jako kontradmirał i dowódca floty, ale ponieważ po czesku jego szarża i funkcja brzmiały trochę śmiesznie, postanowił się zająć pracą naukową.

Na paryskiej Sorbonie studiował na trzech wydziałach jednocześnie: Mechooptyce, Technologii Masowego Żywienia i Filologii Klasycznej. Szybko stał się wybitnym znawcą dialektyki Hegla i miłośnikiem mięśni Kegla. Podczas jednej z wielu prywatek poznał dwie mocno lewicujące studentki-bliźniaczki o których względy pobił się z miejscowym playboyem, który okazał się być synem wysoko postawionego generała policji. 

Bliźniaczki okazały się zaś być głęboko zakonspirowanymi agentkami południowoafrykańskiego wywiadu i pomogły mu wybrnąć z kłopotów. Zachęcony obrotem spraw Marian dał miejscowemu playboyowi jeszcze raz w pysk, ukończył studia w trybie błyskawicznym i wrócił do Polski.

Został tytanem pracy socjalistycznej. Jako inżynier Hydrobudowy wsławił się wysiedleniem i zalaniem prawie 600 wsi pod budowę zalewów Zegrzyńskiego, Solińskiego i Siemianówki. Współtwórca wybitnego planu zalania Radomia i Sosnowca, który to plan niestety nigdy nie został zrealizowany.

Wybuch wojny wietnamskiej zaskoczył go w Swornych Gaciach nad jeziorem Charzykowskim, gdzie oddawał się rozpuście, bałwochwalstwu i cudzołożeniu, aż do upadku Sajgonu, co wielokrotnie z dumą podkreślał - "Nigdy nie spaliłem żadnej wioski. To niemoralne. Co innego woda."
Był pomysłodawcą stworzenia nowej rasy psa stróżującego - mieszanki wilka, golden retrievera i jamnika. Otrzymana hybryda okazała się być niebywałym sukcesem - psem głupim, tchórzliwym, wiecznie głodnym i niestabilnym emocjonalnie, jednakże bardzo głośnym i charakteryzującym się niepohamowaną skłonnością do przynoszenia piłeczki na przemian z zagryzaniem piskląt, kociąt i ludzkich niemowląt.

Upadek komunizmu znów go zaskoczył. Tym razem w Małkini, gdzie bałamucił enerdowskie turystki i handlował ciupagami z termometrem.

Wybrany na posła pierwszej kadencji Sejmu RP zrzekł się mandatu, sądząc, że to mandat za zbyt szybką jazdę pod wpływem alkoholu.

Jego książka "Jak zarobić milion dolarów" sprzedała się w milionie egzemplarzy w cenie detalicznej $1 za sztukę. Na sztuczkę z dodrukiem drugiego i trzeciego wydania nikt już niestety nie dał się nabrać. Zgromadzony majątek rozdał bogatym i znanym ludziom, więc skarbówka nie mogła się do niczego przyczepić.




Wieloletni honorowy prezes Stowarzyszenia "Ludzie Piękni i Mądrzy, Którzy się Zajebiście Ruchają", odznaczony złotymi odznakami "Za zasługi", "Za zajęcie pierwszego miejsca" i "Za całokształt".

Nie wszyscy zdawali sobie sprawę z jego prawdziwego fachu. W tajnej służbie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej brał udział w niezliczonych rajdach za linie wroga, tam i z powrotem. Wsławił się niepotrzebną brawurą i robił rzeczy straszne. Gdybym opowiedział wam choć o małym fragmencie jego szpiegowskiej działalności, musiałbym was potem wszystkich zabić. I zjeść.

Jego marzeniem było zostać zastrzelonym za włóczęgostwo w Jerkwater, USA.

Zginął w eksplozji mózgu.

Znaliśmy go jako Mariana. Naprawdę nazywał się Jan Maria Gnojny-Żuk.


Cześć Twojej pamięci, Marian.

Do zobaczenia po drugiej stronie, bracie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz