piątek, 11 grudnia 2015

Rakiety i skitury

"Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód." - "Cien años de soledad" , Gabriela García Márquez 

W zeszły weekend połknąłem "Wilki" Wajraka. Pomijając fakt, że to świetna, dobrze napisana książka (i to o wilkach) a wajrakowe pisanie jest bardzo bliskie mojej wątrobie, to strasznie ucieszyły mnie opisy łażenia na nartach po narewkowych łąkach. A parę dni temu na imprezie poznałem kolesia, który zdobył mistrzostwo świata w wyścigach psich zaprzęgów i w jeździe na nartach z psem.


I od razu przypomniało mi się, że jestem wielkim fanem skiturów i rakiet śnieżnych. Łąk nad Narewką też. I  psów, oczywiście. I już się nie mogę doczekać prawdziwej zimy.

Ale, ale, ale. Choć głęboki śnieg wygląda zjawiskowo, to poruszanie się w nim to mordęga, hektolitry potu i mnóstwo zmarnowanego czasu. Nie mówiąc o tym, że to białe gówno włazi wszędzie a potem rozpuszcza się i zamarza na przemian. Na krótkim spacerze niespecjalnie mi to przeszkadza, ale jeśli masz w planach zrobić więcej niż 5 kilometrów, to wypadałoby się zaopatrzyć w rakiety albo narty. Tak będzie szybciej, prościej i wygodniej. 


Skitury

Prosta sprawa. Narty, które na płaskim działają jak śladówki, przy zjazdach jak zjazdówki, a przy podchodzeniu na fokach można bezwysiłkowo katować pod górę.

Najprostsze skitury jakie można kupić, to demobil z wypożyczalni. Albo demobil ze szwajcarskiej armii na wiązaniach Fritschi FT88. Muzealna konstrukcja dla Janusza Tytanowe Kolano. Upierdliwa, bo za każdym razem kiedy chcę przestawić tryb na chodzenie lub jeżdżenie muszę wypiąć buty. Ale działa. Patrouille des Glaciers, czyli zawody szwajcarskiej armii, 54 kilometry po górach (Zermatt – Arolla – Verbier, odpowiednik 110 km po płaskim) jeszcze parę lat temu katowało się na takim sprzęcie. Da się? Da się.

Choć jeżdżę na nartach od dziecka, to jestem dupa nie skiturowiec. Ale niesamowicie mnie kreci to j, jak szybko, w miarę prosto i sprawnie można pokonywać kilometry gór i lasów na takich dupackich nartach. Po prostu połykasz górę. Hyc - i następna. Na wyjeździe sylwestrowym potrafiłem wstać o 7 rano i do 11 ogarnąć już z trzy góry, zanim wróciłem na śniadanie, bo reszta własnie wstawała z łóżek.

Minusy? W puchu i na lodzie trzeba uważać przy zjazdach, bo to nie zjazdówki. Na płaskim prześcignie cię emeryt na biegówkach. Przy podejściach - kolesie z rakietami. 

Ale w terenie mieszanym - nie ma nic lepszego. Odlot! ;)


Rakiety

Też już się nie mogę doczekać!

Absolutny niezbędnik w głębokim śniegu, jeśli nie lubisz poruszać się z prędkością 1km/h z gaciami pełnymi lodowatej mazi. Dzięki rakietom zamieniasz się w elfa Legolasa i unosisz się na powierzchni jak piórko. Polecam zwłaszcza cięższym jegomościom, którzy zazwyczaj zapadają się w puch po szyje w miejscach, w których normalny człowiek wpada po pas. 

Przydatne zarówno w górach jak i na płaskim, zwłaszcza jeśli teren jest wyjątkowo nierówny.





Tzw. "dodatkowy plus" - zajmują mało miejsca. Minus? Nie da się na nich zjeżdżać w dół.

















FILMIKI:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz