"Kiedy wybucha wojna, ludzie powiadają: „To nie potrwa długo, to zbyt głupie”. I oczywiście, wojna jest na pewno zbyt głupia, ale to nie przeszkadza jej trwać(…). Na świecie było tyle dżum co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych."
- Albert Camus, "Dżuma"
"2319! Mamy tu 2319!!! Dekontaminacja, teraz!"
- Mike Wazowski, "Potwory i spółka"
Uknuliśmy kiedyś teorię spiskową dotyczącą katastrofy ufolotu w Area 51. Podejrzewamy, że kosmici wcale nie rozbili się w Roswell, a w Wilmington w stanie Delaware.
Maszynę znalazł był niejaki Du Pont. Éleuthère Irénée du Pont de Nemours - syn Pierre'a, osobistego sekretarza króla Stanisława Poniatowskiego i długoletniego sekretarza Komisji Edukacji Narodowej.
Od tego czasu szczęśliwy znalazca szczątków ufolotu i jego potomkowie co kilka lat wciągają z wraku jakieś ciekawe materiały, po czym prezentują zdumionemu światu jako własne wynalazki. Kosmiczne materiały na paletka, płaszcze, pianki, plecaki, pończochy i patelnie: Cordura, Nylon, Nomex, Kevlar, Mylar, Teflon, Lycra, Neopren, Aramid, czy Tyvek.
No właśnie, Tyvek. Ten śmieszny skafander, w którym człowiek wygląda jak skażenie sanitarno-epidemiologiczne nieznanego pochodzenia.
Kumpel, który pracował na lotnisku, porozdawał parę lat temu znajomym takie kombinezony. Zaprojektowane jako odzież ochronna przed pyłami, płynami i dziwnymi chemikaliami zadziwiająco często przydają się na tzw. łonie i w głębokiej dupie. To jedna z tych rzeczy, które wyglądają dziwnie, ale mają sens. I można je kupić w internetach za całe 20 pln.
Kombinezon może służyć zgodnie z przeznaczeniem - czyli jako ochrona ubrania właściwego przed przed ujebaniem i przemoczeniem. Na przykład, gdy taplamy się z samochodami i z psami w błocie.
Wodoodporność takiego skafandra jest średnia, ale mały i niezbyt intensywny deszcz wytrzyma spokojnie. I, co ważne, nie spocimy się przy tym jak świnia. Tyvek przyzwoicie przepuszcza parę wodną, w każdym razie robi to lepiej niż np. stary zimowy gore-tex z pozapychanymi porami. Czasem wolę chodzić po górach i w deszczu w samej koszulce, niż zakładać na siebie hermetyczny sztormiak, w którym człowiek gotuje się jak ziemniak w ognisku. W takich sytuacjach najlepiej jednak popylać w Tyveku. W dodatku kombinezon prawie nie zajmuje miejsca w plecaku i jest megalekki. Waży tyle co nic - dlatego tak uwielbiają go ultralajtowcy.
Traktuję go nie tylko jako ochronę ciała przed uwaleniem i zamoczeniem, ale jako samodzielne ubranko już po przemoczeniu i po ujebaniu. To dobry backup ubraniowy, jeśli nie mamy miejsca na zapasowe ciuchy (lub ich po prostu nie mamy). Kiedyś po wywrotce na łódce zrzuciliśmy z siebie mokre szmaty i łaziliśmy w Tyvekach na gołe ciało. Kombinezon jest całkiem miły w dotyku, może służyć nawet za piżamę, albo dodatkową warstwę izolacyjną po wychłodzeniu, jeśli ktoś np. nie lubi dotyku zimnej folii NRC na skórze.
Odporność na rozdarcie jest niestety mizerna. Kilka sztuk zeszmaciłem i potargałem przeokrutnie, więc dla mnie to raczej jednorazówka. Ale znam gościa, który swój skafander od lat, za każdym razem ładnie go czyści, składa, prasuje i twierdzi, że będzie jak znalazł dla wnuków i prawnuków.
Jednorazowość wynika też z tego, że po rozpakowaniu fabrycznie złożonego Tyveka za cholerę nie da się go z powrotem zminimalizować do początkowych rozmiarów. Gniecie się jak papier toaletowy i podobnie jak papier - ciężko ładnie skompresować jak już rozwinęliśmy.
Maskowanie
Zdarza się też czasem zimą, że nie chcemy się zbytnio afiszować ze swoją działalnością i rzucać wszystkim w oczy. Na przykład przy grupowym podglądaniu gołych bab wyskakujących z sauny do przerębli. Lub wręcz przeciwnie - jesteśmy chorobliwie nieśmiali, mamy różne lęki społeczne i wolimy pozostać niewidoczni dla gawiedzi, zawinąć się w kulkę w jakiejś zaspie i tak zostać. Tyvek wtedy może nam się całkiem nieźle przydać jako tymczasowy zimowy maskałat. Łażę sw nim na nartach i sobie chwalę.
W pierwotnym zamyśle Tyvek został stworzony jako budowlana membrana paroprzepuszczalna do izolowania budynków. Występuje więc w naturze nie tylko jako skafandry, ale głównie jako wielkie płachty materiału nawinięte na rolkę i można go kupować na metry. Kombinowałem więc, czy by nie zrobić sobie z niego płachty biwakowej, norki albo małego śpiwora. A nawet poszycie na tipi.
Ale podatność na rozdarcia i wspomniane już wcześniej kłopoty z kompresją sprawiły, że pomysł odpuściłem. Do tego oczojebny biały kolor, mało przydatny kiedy nie ma śniegu. A nie jest tak łatwo Tyveka trwale i ładnie pomalować.
Ale staram się mieć zawszę taki kombinezon w samochodzie. Tak na wszelki wypadek, podobnie jak kiedyś woziłem kombinezon czołgowy. Tylko, że tamten zajmował 3/4 bagażnika w maluchu. :)
Poza tym, kiedy gotujesz dla grupy głodomorów i wyglądasz przy tym jak Dustin Hoffman w "Epidemii", to istnieje duża szansa, że część ludzi nie będzie chciała tego jeść i zostanie więcej dobroci dla ciebie.
Strasznie fajna rzecz ten Tyvek.
Ufoludy zrobiły dobrą robotę.
Bardzo fajny artykuł - zapaliłam się do tyveku i zaczęłam szukać kombinezonu na allegro. I niestety mimo napisów uniseks wszystkie wyglądają jako tak ... męsko.
OdpowiedzUsuńA dla obwodu w biuście 130 cm, przewidują prawie 2 metry wzrostu.
Czy masz jakąś wiedzę na temat noszenia takich kombinezonów przez panie?
Tyvek to taki trochę bezkształtny worek, więc raczej ciężko będzie dopasować do sylwetki. Na kobiecej rozmiarówce kompletnie się nie znam, ale jeśli masz wjyątkowo gigantycznego biustu, to powinien się bez problemu zmieścić. Moja żona spokojnie wskakuje, jej koleżanki też.:)
Usuńnajlepiej wrzuć swoje zdjęcie i coś dobierzemy
OdpowiedzUsuńGaniałem w identycznym kombinezonie po lasach w zimę i nawet nie wiedziałem, że ma to jakąś nazwę. Niestety, parę przyklęknięć i już dziury na kolanach. Jako jednorazowa baza pod maskowanie jest genialny-baza, gdyż świetnie się maluje po tym flamaśtrem i szprejem.
OdpowiedzUsuńB.
Czy wiecie gdzie można zakupić Tyvek na metry? :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuń