O co kaman?

czwartek, 27 lutego 2014

Ulu

"Nie jedz żółtego śniegu. Pij tran. Używaj Ulu." - Odarpi, syn Egigwy.
Lubię noże z historią. Noże, za którymi czai się cała masa znaczeń, symboli i lata doświadczeń użytkowników, którzy noża używają na codzień od pokoleń. Noże, które są nośnikiem kultury, które kulturę i cywilizację tworzą. Pierdu, pierdu. Jednym z takich noży jest Ulu. Ulu jest nożem w pytę.

To taki śmieszny inuicki "ultimate tool" pochodzący w prostej linii od pierwszych ludzkich narzędzi, czyli kawałka zaostrzonego kamiennego łupka. Nadal zresztą przypomina go kształtem. Z założenia nóż ten służy do oprawiania fok, morsów, morświnów i innych wodnych zwierzaków, czyszczenia ryb, tudzież wszelkich codziennych, okołobiegunowych prac polowych. Nawet mukluki i umiaki robi się przy pomocy Ulu (mocne zdanie mi wyszło). Do dziś to niezbędnik każdej szanującej się eskimoskiej rodziny.





Poprosiłem kiedyś Świata Noży o sprowadzenie taniego Ulu. Wykombinowałem sobie, że ze kupno wypasionego w kosmos noża można poprzedzić testami na jego tańszych, chińskich odpowiednikach/zamiennikach. Bo nie zawsze można obmacać nóż przed zakupem. A zawsze szkoda wydawać kasę na kupno morświna w worku.

Podróbka posłużyła w charakterze królika doświadczalnego. Materiałów i precyzji wykonania oryginału nie odda, ale da przynajmniej jako takie pojecie o ergonomii i wygodzie pracy nożem. Guinea Pig - ani to morskie, ani świnka. A jak takie demo mi się spodoba to kupię sobie oryginał. A co!

To chińskie Ulu to była bylejakowata stal świecąca jak odpustowy pierścionek. Na klindze wygrawerowana mapa Alaski i rozwiewający ewentualną niepewność podpis "ALASKA". Od tego plasticzana rękojeść w kolorze foczej kupy doskonale imituje poroże karibu, a na deser mamy gustowny scrimshaw z podobizną wilka na tle bliżej nieokreslonej doliny. Brakuje tylko termometru i napisu "Pamiątka z". Jednym słowem - Cepelia. Doprowadzenie tej nożowej tragedii do względnie przyzwoitej ostrości roboczej na kamiennej ostrzałce Gerbera zajęło mi cały Teleexpress i większy kawałek jakiegoś głupiego filmu o nieprzekupnym gliniarzu-karatece.

Naprawdę bardzo mi się spodobał i byłem więcej niż zadowolony - stosunek jakość/cena nie do pobicia. Okazało się po prostu, że takie Ulu to megaprzydatne narzędzie, nawet w wersji chińsko-badziewiarskiej. Naprawdę genialne i nie tylko w kuchni.

Jak łatwo się domyślić, skończyło się na zamówieniu customowego Ulu. U Piotra "Kubka" Jakubca. A Chińczyk wylądował gdzieś w Bieszczadach (chyba).

To kubkowe Ulu z profilowaną rękojescią leży dużo lepiej w łapie (jak wszystkie jego noże zresztą, ergonomia kubowych noży to taki jego "maker's signature"). A zresztą - wszystko leży lepiej w łapie niz nieoheblowany klocek plastikowego driftwooda.

Dość szybko trafił w ręce mojej żony (wtedy jeszcze prawie-żony), która zastosowała go do niekonwencjonej i nowatorskiej metody obierania ptasiego mleczka z czekoladowej powłoki. Nie lubi czekolady, więc szybciutko i precyzyjnie obrąbała brązowe kosteczki z jej nadmiaru. Stwierdziła, że nóż jest fajny. A często jej się to nie zdarza. Tak przy okazji - Ulu (czytaj Ulu), znaczy po eskimosku "nóż dla kobiet". Zabrałem Ance nóż i poszedłem do kuchni. W ramach typowo kobiecych prac porąbałem dwie marchweki i kawałek śmierdzacego sera, rozpaprałem znalezionego ziemniaka, sfiletowałem pierś kuraka, poszatkowałem lekko nadgnity koperek i zostawiłem typowy męski burdel na stole. Faktycznie fajny ten Ulu. Pierwszd wrażenia z "pracy" - jak najlepsze.

Wymiata utylitarnością. Zestaw awanturniczo-marynistyczno-żulerski że hej! Można go używać jak mezzaluny - do szatkowania zieleniny, ale równie dobrze kroi sie nim plasterki zamrożonej wołowiny na carpaccio czy jerky, albo sieka tatara. Genialnie skóruje się wieksze kawałki kory brzozowej. Roadkill alert - zamrożonego na kamień koziołka sarny też (pyszny był).

Podobno Ulu powinno się trzymać pomiędzy wskazującym a serdecznym palcem dłoni, ale dla mnie wygodniejszymi i bardziej naturalnymi uchwytami są metody "na kijek narciarski", "na metalową rurkę w autobusie", ewentualnie "na myszkę ze scrollem". W dodatku, z racji geograficznego pochodzenia Ulu, praktycznie nie ma różnicy w komforcie i pewności chwytu gdy trzymamy to coś w grubych rekawicach.

Pracuje się nim kompletnie bezwysiłkowo. Kołysząc nożem lekkimi ruchami nadgarstka mozna jedna reką szybko wykonać wiekszość kuchennego krojenia, a to wszystko dlatego, że przykładamy siłę dokładnie posrodku ostrza, rozkładając ją znacznie ekonomiczniej i wydajniej niż w tradycyjnych nożach kuchennych. W dodatku mięso nie spierdziala nam spod noża i nie jeździ po całej desce jak pijany pingwin. Dlatego własnie można pracować jedną ręką. Nieprzypadkowo nóż zaprojektowany przez Joe Maddoxa (a produkowany przez Spyderco) dla swojego jednorękiego kumpla ma własnie kształt zmodyfikowanego Ulu. To po prostu najbardzie ergonomiczne rozwiazanie. W dodatku fenomenalne przełożenie siły ułatwia pracę osobom z niedowładem kończyn.

To naprawdę konkretny nóż wymyślony do pracy z każdych warunkach. Tak, by eskimoska staruszka którą zgwałcił niedźwiedź polarny, przeturlał się po niej wieloryb a góra lodowa staranowała jej ukochany kajak mogła przygotować wieczorem kebaba z albatrosa na pięcdziesięciostopniowym mrozie w swoim igloo.  ;) 

Moja ponadosiemdziesięcioletnia Babcia, niejaka Docent (a de facto - Profesor) z racji zawodu i trybu życia jest mistrznią przygotowywania szybkich, ale jednocześnie pysznych obiado-kolacji. Zawsze zawstydza mnie w kuchni, bo z kilku rzeczy na krzyż potrafi zrobić arcydzieło. Lata praktyki lekarskiej i dobrze wyposażona spiżarnia robią swoje.


Ale wiek też robi swoje, więc na któryś Dzień Babci dostała ode mnie kubkowe Ulu. Mam taką dziwną przypadłość, że rozdaję swoje ulubione noże ludziom, którzy są dla mnie ważni. Potem zazwyczaj trochę tego żałuję, bo muszę kupić nastepny. No dobra - wcale nie żałuję.

Babcia Ulu używa, chwali sobie i pomimo kilku podejść, nie udało mi się go jej zabrać. I to jest dla mnie najlepsza rekomendacja.

PS: Dziś Inuici robią swoje Ulu m.in. ze zużytych tarcz od pił tarczowych. Można sobie zrobić samemu po taniości. Polecam.









4 komentarze:

  1. mam starą tarczę, więc zrobię, dzięki za pomysł;

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi! A dokładniejsze namiar na tego gościa co
    Wytwarza te Ulu? Piotra Jakubca "Kubka" mogę prosić?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie posraj się z tymi swoimi porównaniami(np. o eskimoskiej babci).Piszesztak,jakbyś wszystkie rozumy pozjadał.

    OdpowiedzUsuń
  4. posiadam made in Alaska. z rękojescią z jelenia. stety niestety. ale to była moja podróż marzeń w 2018 i cieszę się, że zakupiłam. służy świetnie jako nóż do pizzy min

    OdpowiedzUsuń